Dwa tygodnie później...
Violetta
Wciąż nie poinformowałam Leóna o dziecku, bałam się!
Dziś postanowiłam odwiedzić mojego dobrego znajomego, który zachorował. Ma na imię Josh Craven. Był to przystojny facet, który podkochiwał się we mnie i próbował bym nie zadawała się z nikim. Teraz mam nadzieję, że po tylu latach zmądrzał i zrozumiał, że do siebie nie pasujemy.
Rano powiedziałam Leónowi, że udaję się na małe zakupy z Ludmiłą, żebym pomogła jej kupić ciuszki dla dziecka. On i tak miał dużo spraw na głowie. Praca, praca i jeszcze raz praca.
Piętnaście minut później...
Violetta
Byłam pod skromnym domem Josha, otworzył mi on w zupełnie innym wydaniu. Był bardziej umięśniony i miał bielsze zęby ;) . Rzekłam:
-Hej, na twój rozkaz przyszłam.
-Dzięki.-powiedział wpuszczając mnie do środka.
-Więc, masz katar?
-No, mam zatkane zatoki. Dzięki, że przyniosłaś swoją pyszną zupę pomidorową.
-Nie ma za co. Drobiazg.-rzekłam i podałam mu do stołu gorącą zupę. Po zjedzeniu rzekł:
-Wyśmienita, zapamiętałem ten smak. Pamiętam jak z przed słodkich paru lat temu zajadaliśmy razem karmiąc się nawzajem tą zupą, a gdy nie chcieliśmy jej jeść, a rodzice się upierali to ukradkiem chodziliśmy do toalety i wylewaliśmy je do ubikacji.
-Pamiętam.-zaśmiałam się.
-Wyładniałaś przez te kilka lat rozłąki.-powiedział i zbliżył się do mnie i dodał patrząc na moją smutną minę:
-Coś Cię gryzie?
-Wiesz... sorry, że się Tobie zwierzam, ale... jestem w ciąży.
-Gratulację, jakbym mógł wiedzieć... kto jest ojcem?
-León Verdas.-rzekłam.
-Ten lizus, który miał kilkaset tysięcy kochanek!
-On powiedział, że to nieprawda.-rzekłam.
-Ja tam wiem swoje.-rzekł. Dodał od razu:
-A w czym problem? Nie cieszysz się?
-Cieszę, ale... nie powiedziałam mu. Boję się jego reakcji... a jak ze mną zerwie?-rzekłam ze smutku.
Położyłam spontanicznie głową na ramieniu Josha, on wykorzystał tą sytuację i... pocałował mnie. Ja odwzajemniłam mu pocałunek. Zaczęłam rozpinać mu jego koszulę, a on moją bluzkę i spodnie.
Wylądowaliśmy razem w łóżku... Nie wiem jak do tego dopuściłam! Ja?! Przyszła matka?! Uprawiać namiętne igraszki z facetem, który nic dla mnie nie znaczy?! Gdy rano się przebudziłam przebrałam się w stanik i odzież i migiem wybiegłam z mieszkania Josha. Bałam się jak León zareaguje na to, że nie wróciłam do niego na noc.
Gdy byłam na miejscu pod mieszkaniem mojego chłopaka zauważyłam moje walizki, mieszkanie było zamknięte, rolety zasłonięte, a na walizkach była napisana kartka: Z nami koniec! Nigdy Cię nie kochałem! Puszczaj się z kim chcesz! Rozpłakana miałam dwa wyjścia... wracać do ciotki Janklin, która mnie nienawidzi, albo zostać z atrakcyjnym Joshem...
****************************************
Oto odcinek 5. Przepraszam za moją nieobecność :)